Wychodząc ze szkoły chciałam
pojechać do studia by zobaczyć jak idzie chłopakom, ale moje usta aż same
otworzyły się ze zdziwienia. Przed szkołą stał nonszalancko a zarazem ze
słodkim usmiechem i różowymi policzkami Niall. W ręku trzymał piękny bukiet
czerwonych oraz białych róż, które tak uwielbiałam. Z zawstydzeniem zamknęłam buzie i podeszłam
do niego z pytającym wzrokiem.
- Co ty tu robisz stojący koło limuzyny ? – zapytałam jednocześnie
rumieniąc się niczym chłopak który właśnie wręczał mi bukiet.
- Wsiadaj i nie gadaj paniusiu! – Śmiejąc się z mojego
przyjaciela wsiadłam do auta, a Nialler od razu zamknął drzwi. W środku już czekał
na mnie Louis szczerząc swoją mordkę. Wręczył mi pudełeczko z małą złotą
różyczką w środku.
- Boże jaka cudna !
- Ciii.. Nic nie mów o nic nie pytaj. Chwila i będziemy na
miejscu. – Tommo uśmiechnął się tylko i skierował swój wzrok w szybę. Ja zaś
rozkoszowałam się siedzeniem w limuzynieeeeeeeeee!! Otworzyłam szyberdach i
zaczęłam się wydzierać, że mnie porywają. Niestety, ee raczej na szczęście nikt
nie uwierzył nastolatce w limuzynie z zielono – różowymi pasemkami . Gdy tak
zabawiałam się a Lou w środku zwijał się ze śmiechu ujrzałam Liam’a czekającego
pod jakimś laso – parkiem. Słodki Liam stojący w garniturze powstrzymujący się
ze śmiechu, bez skutku gdyż nawet się opluł wyciągnął do mnie rękę. Wyskoczyłam
z samochodu.
- Spotka mnie ten zaszczyt i podasz mi swą jakże cenną dłoń?
– trochę mnie zatkała jego przemowa ale z chęcią dotknęłam jego delikatnej
skóry. Okazało się, że na brzegu lasu stoi biało – srebrna karoca z
zaprzęgniętymi dwoma śnieżnobiałymi końmi.
- Li, o co chodzi ? już nie ogarniam! – zaczęłam się
szczerzyć jeszcze bardziej.
- Dzisiaj jesteś księżniczką więc nie marudź! Wygodnie ci ?
to siedź cicho ! – Uśmiechnął się pogodnie i ruszył karocą. Lekko przerażona
wychylałam się co chwilę do niego i darłam mordę żeby mi wytłumaczył lecz
najwyraźniej nie chciał. Miał mnie w nosie. Jechaliśmy przez cudnie zielony
las. W koło zwierzęta, kwiaty, niczym jak w bajce. Gdy konie stanęły był już
wieczór. Wychodząc z powozu przede mną znajdował się most oświetlony samymi
świecami a pod nim na jakimś jeziorku stawie unosiły się na wodzie świeczki w
kształcie serduszek. Tuż obok mnie pojawił się pięknie ubrany cudnie uczesany,
a raczej właśnie nie uczesany, ze słodkimi dołeczkami Hazza biorący mnie pod
rękę. Karoca jakby zniknęła, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nie było jej. Szliśmy niczym do poloneza, porozumiewawczo
wymieniając spojrzenia.
- Tutaj. Dalej idziesz sama. – odgarnął moje włosy a
następnie ucałował mnie w szyje. Zostawiona na środku pomostu zmierzałam w
ciemną stronę w jednej ręce niosąc bukiet róż, a w drugiej podtrzymując plecak
moja dłoń ściskała złotą różyczkę. To wszystko było dziwne środek jakiegoś lasu
moi przyjaciele w garniturach noo oprócz Niallerka który był jak zwykle w
rozciągniętej białej bluzce. Ja wyjęta prosto ze szkoły w trampkach, rurkach i
z rozczapierzonymi włosami wśród tej bajkowej scenerii. Czułam się jednocześnie
zażenowana ale i ciekawa co spotka mnie za tą ścianą ciemności..
Viki xx